Artykuł jest fragmentem zakończenia książki pt. „Gospodarka Cyfrowa. Jak nowe technologie zmieniają świat”, którą w odcinkach publikowaliśmy w Bazie Wiedzy portalu Platformy Przemysłu Przyszłości.
W 2018 roku straty Ubera – nazywanego „najwyżej wycenionym startupem w historii” – wyniosły 1,8 mld dolarów. W ciągu dekady swojego istnienia firma „przepaliła” niemal 25 mld dolarów pozyskanych od inwestorów. Szacunkowo Uber traci 58 centów na każdym przejeździe pasażerskim (a jest ich blisko 40 mln miesięcznie), i to mimo utrzymywania niewysokich stawek dla kierowców. Jak kąśliwie ujął jeden z komentatorów, Uber jest w zasadzie pośrednikiem transferującym pieniądze od firm venture capital do konsumentów. Straty wynoszące blisko 900 mln dolarów odnotowała w tym samym roku również rywalizująca z Uberem platforma Lyft. Podobnie niezyskowny jest Spotify, który stracił ponad 461 mln dolarów, dwukrotnie więcej niż rok wcześniej, mimo przyciągnięcia 180 mln użytkowników na całym świecie.
Twierdzenie, że mamy do czynienia z nowym modelem gospodarki, jest ryzykowne. Łatwo wskazać argumenty, które je podważają. Transformacja cyfrowa dla większości firm produkcyjnych pozostaje hasłem bez treści: wdrażają pojedyncze technologie, automatyzują produkcję, ale tylko niewielka część z nich czerpie z potencjału, jaki daje efektywne wykorzystanie danych na każdym etapie produkcji, dystrybucji i sprzedaży. Dyskusja wokół skutków automatyzacji i platformizacji na rynku pracy wydaje się bezprzedmiotowa w kontekście niskiego bezrobocia, a nawet braku rąk do pracy występującego w wielu krajach, w tym w Polsce. Nowe formy zatrudnienia nadal są rzadko spotykane: pracę za pośrednictwem platform podejmuje co najwyżej kilka procent osób (w skali świata) w wieku produkcyjnym. Cyfrowy handel nadal stanowi niewielką część światowej wymiany gospodarczej. Nowe technologie nie hamują spadku wydajności: tylko w Stanach Zjednoczonych wydajność spadła z 2,8% do 1,3%, a realne dochody uległy stagnacji. W świetle tych danych gospodarka cyfrowa może się jawić jako humbug, medialna wydmuszka podbijana przez entuzjastyczne raporty pisane przez globalne firmy doradcze i przemysł „nowych technologii”, którym zależy na nakręcaniu koniunktury na własne usługi i przyciąganie inwestorów.
Starałyśmy się wychwycić procesy cyfryzacji, zachodzące powoli, ale niepowstrzymanie, które w ostatecznym rozrachunku doprowadzą do transformacji cyfrowej całej gospodarki. Skupiłyśmy się na tłumaczeniu mechanizmów zmian, jakie zachodzą obecnie w gospodarce. W naszym przekonaniu zjawiska datafikacji, usieciowienia i personalizacji nakładające się na dotychczasowe mechanizmy gospodarcze tworzą nową jakość i reorganizują systemy gospodarcze w stopniu, który prowadzi do przekształcenia rynków, produkcji, konsumpcji, pracy i współpracy gospodarczej na świecie.
W kolejnych rozdziałach [opublikowanych w odcinkach dostępnych w dziale Artykuły – red.] starałyśmy się pokazać ich przejawy w poszczególnych wymiarach funkcjonowania gospodarki. Naszym zdaniem ich głównym motorem są zmieniające się oczekiwania konsumentów z jednej strony, oraz rosnący potencjał wykorzystania danych przez firmy i inne organizacje z drugiej. Cyfrowi konsumenci, niezwracający uwagi na granice między światem offline i online, oczekują, że ich potrzeby będą zaspokajane szybko, efektywnie i tanio, a co najważniejsze – w sposób jak najbardziej dopasowany. Postawa ta dotyczy jednak nie tylko produktów i usług dostarczanych w sieci i za pośrednictwem sieci przez firmy, ale też w coraz większym stopniu odnosi się do usług dostarczanych przez instytucje publiczne. Potrzebę personalizacji mogą zapewnić tylko te organizacje, które potrafią wykorzystywać wiedzę zgromadzoną w procesie szybkiego, efektywnego i coraz tańszego pozyskiwania, przetwarzania i analizowania danych, a zatem te, które potrafią umiejętnie posługiwać się technologiami datafikacji – takie jak platformy. To właśnie one umieją dostarczać swoje produkty (czyli towary i usługi) w sposób wygodny i zoptymalizowany – nieustannie poprawiając je dzięki wykorzystaniu danych. To w niemałej mierze wyjaśnia ich sukces. Proces platformizacji będzie obejmował kolejne sektory, zmieniając uwarunkowania funkcjonowania nie tylko wielkich korporacji, ale może nawet przede wszystkim – małych firm. Ekspansja platform na rynkach lokalnych grozi upadkiem tych przedsiębiorstw, które dotychczas zajmowały tradycyjne nisze, a nie nauczyły się funkcjonować według nowych reguł gry na cyfryzujących się rynkach. Jednocześnie platformy dają małym firmom możliwość budowania pozycji na rynkach globalnych.
Największy przełom dokonuje się dzięki powszechnemu stosowaniu systemów opartych na sztucznej inteligencji. W 2022 r. inwestycje w takie systemy sięgną poziomu 80 mld dolarów. Najwięcej będą inwestować firmy z sektora sprzedaży detalicznej (rozwijające zautomatyzowane systemy obsługi klienta), organizacje z sektora bankowego (inwestujące w systemy zabezpieczeń oraz oceny ryzyka kredytowego), ale też firmy produkcyjne, zwłaszcza te, które produkują na zamówienie (discrete manufacturing), i dostawcy usług zdrowotnych. Największy relatywny wzrost wydatków na rozwój tego obszaru odnotują natomiast instytucje z sektora publicznego, usług personalnych i edukacji. W rezultacie technologia AI będzie rozwijać się szybko – poziom błędów w systemach uczenia maszynowego, takich jak systemy rozpoznawania mowy, już teraz spadł do kilku procent (równie często mylą się ludzie). Nadal jest to jednak technologia niedoskonała – gdy system detekcji twarzy opracowany przez firmę Amazon porównał bazę 25 tys. zdjęć osób aresztowanych w związku z napadami z bronią w ręku ze zdjęciami członków amerykańskiego kongresu, znalazł 28 dopasowań (nie trzeba podkreślać, że w istocie nie było żadnych). Wąskim gardłem w rozwoju sztucznej inteligencji nie są już możliwości przetwarzania danych – komputer kwantowy oferuje pod tym względem niewyobrażalny potencjał – tylko niedostatek odpowiednio ustandaryzowanych i sformatowanych zbiorów danych, na których mogą uczyć się sieci neuronowe.
Namacalna zmiana w gospodarce dokonuje się jednak dopiero w wyniku wdrażania technologii w tych sektorach gospodarki, które określa się mianem tradycyjnych – w przemyśle wytwórczym, rolnictwie, usługach oraz sektorze publicznym. Zachodzi powoli, ponieważ techniczne wprowadzenie zaawansowanego systemu to zaledwie pierwszy krok w stronę cyfrowej transformacji. Znacznie trudniejsza, bardziej czasochłonna i kosztowna jest zmiana organizacyjna, polegająca na przejściu od modelu silosowego do horyzontalnego. Pozorna transformacja cyfrowa może zakończyć się tak jak w głośnym przypadku firmy Thomas Cook, której nie udało się zbudować przewagi konkurencyjnej polegającej na dostarczaniu spersonalizowanych usług wysokiej jakości w warunkach postępującej platformizacji sektora turystycznego.
Do przeprowadzenia transformacji potrzeba kadry menadżerskiej rozumiejącej, że kluczem do sukcesu jest nowy sposób wykorzystania danych w celu pozyskiwania informacji zarządczych, oraz pracownicy o odpowiednim profilu kompetencji, potrafiący pracować w środowisku przesyconym technologią. Wątek ten wielokrotnie wracał na stronach naszej książki. Charakter ludzkiej pracy będzie ulegał zmianie – choć może nie w tym stopniu i nie w takim tempie, o którym pisali kilka lat temu Michael Osborne i Carl Frey. Wyważone szacunki OECD (2017) wskazują, że automatyzacji ulegnie 14% miejsc pracy, a 32% przejdzie głębokie przekształcenia. Brak pracowników o odpowiednich kompetencjach jest podstawową barierą transformacji cyfrowej, ale jednocześnie może skłaniać firmy do wdrażania coraz tańszych zautomatyzowanych systemów opartych na sztucznej inteligencji.
Większość usług i towarów, bez których cyfrowym konsumentom trudno się obyć, dostarczają firmy technologiczne, głównie platformy dysponujące władzą decydowania o warunkach dostępu, co rodzi ryzyko wykluczenia z konsumpcji. Dobrze ilustruje to przypadek klientów, którzy tworzyli biblioteki e-booków w Microsoft Store. W lipcu 2019 r. firma ogłosiła zamknięcie tej usługi, skutkiem czego klienci stracili dostęp do zakupionych pozycji. Zgodnie z interpretacją Microsoftu nie kupili towaru, lecz dostęp do usługi. Firma zaoferowała wprawdzie zwrot pieniędzy, ale to nie wynagrodziło straty e-booków, które klienci uważali za swoją bezterminową własność. Upadek firm obsługujących inteligentne produkty w domach czy fabrykach może mieć jeszcze bardziej dokuczliwe skutki. Postępująca automatyzacja procesu podejmowania decyzji na podstawie „bezstronnych” algorytmów może skutkować wykluczeniem z dostępu do usług zdrowotnych, finansowych czy ubezpieczeniowych, co z kolei będzie nasilać rozwarstwienie społeczne.
Podstawowym wyzwaniem dla cyfryzujących się organizacji i gospodarstw domowych będzie kwestia, której poświęciłyśmy mniej uwagi, niż jej się należy – konieczność zabezpieczenia coraz bardziej złożonych systemów przed atakami. Jak pisałyśmy, infrastruktura cyfrowa stała się niezbędnym elementem funkcjonowania usług komercyjnych i publicznych. Urządzenia wokół nas – także te, które coraz częściej nosimy na sobie – są podłączone do sieci, wyposażone w czujniki, zbierają na bieżąco dane o naszym zachowaniu. Kontrolę nad nimi sprawują zewnętrzne systemy operujące w chmurze i wykorzystujące sztuczną inteligencję. Dostęp do danych zbieranych przez te urządzenia tworzy ogromne możliwości dla firm – mogą budować precyzyjne segmentacje konsumentów, personalizować ofertę, oceniać ryzyko i różnicować ceny. Równocześnie to sytuacja pełna niepewności – oto organizacje, których podstawowym celem jest zysk, a środkiem do tego celu nierzadko osiągnięcie monopolistycznej pozycji, opracowują każdego dnia miliardy rekordów danych behawioralnych swoich klientów. To musi budzić niepokój. Póki co jednak oddajemy te dane zupełnie dobrowolnie, choć najczęściej bez pełnej świadomości konsekwencji tej decyzji. Ale istnieje także inny, bardziej mroczny wymiar tego procesu. Gdy dane trafiają w nieuprawnione ręce: przestępców, terrorystów czy wywiadów innych państw, skala zagrożenia rośnie w zastraszającym tempie. Realnym ryzykiem staje się infekowanie systemów sterujących nie tylko podstawowymi usługami publicznymi, ale też funkcjonowaniem naszych samochodów, domów czy urządzeń medycznych. W maju 2019 r. amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego ostrzegł użytkowników pomp insulinowych produkowanych przez firmę Medtronic, że są podatne na atak hakerski – luka w zabezpieczeniach umożliwia zdalne zwiększenie dawki insuliny do poziomu zagrażającego życiu. Bez większego wysiłku hakerzy mogą też przejąć dostęp do dwóch milionów urządzeń IoT, od dzwonków do drzwi po elektroniczne nianie, działających na oprogramowaniu chińskiej firmy Shenzhen Yunni Technology. Im większa złożoność systemów regulujących i monitorujących nasze życie, tym większe ryzyko wystąpienia nieprzewidzianych zagrożeń. Lawinowy wzrost liczby urządzeń elektronicznych podłączonych do sieci każe też, choćby mimochodem, wspomnieć o jeszcze innej kwestii, jaką jest dostęp do surowców potrzebnych do ich konstrukcji. Obecnie za 99% światowego wydobycia dysprozu, rzadkiego pierwiastka wykorzystywanego przy produkcji smartfonów i laserów, odpowiadają Chiny. Państwo to rozwija też relacje z krajami afrykańskimi, zwłaszcza tymi, które dysponują bogatymi złożami metali ziem rzadkich.
Im więcej zagrożeń dla jednostek, tym istotniejsza funkcja regulatorów – zwłaszcza państw i organizacji koordynujących współpracę między państwami, takich jak Unia Europejska. W gospodarce cyfrowej zyskują nowe zadania polegające na ochronie dóbr osobistych jednostek i zapewnianiu dostępu do usług zdrowotnych, edukacyjnych czy kulturowych. Rządy mają jednak jeszcze inne, być może nawet istotniejsze zadanie, polegające na konieczności uruchomienia mechanizmów, które pozwolą przedsiębiorstwom na budowanie przewag w gospodarce cyfrowej poprzez tworzenie, a przede wszystkim efektywne stosowanie innowacyjnych rozwiązań technologicznych, procesowych i organizacyjnych. Ponieważ w skali globalnej gospodarki rośnie znaczenie produkcji wiedzointensywnej, kluczowe znaczenie ma rekonstrukcja systemu edukacji w celu uzbrojenia gospodarki w niezbędny kapitał wiedzy. System edukacji odpowiadający potrzebom gospodarki 4.0 powinien być elastyczny, nastawiony na budowanie szerokiego wachlarza kompetencji przyszłości i zakładający konieczność ciągłego doszkalania i przekwalifikowywania pracowników. Jego elementami powinny być nie tylko instytucje edukacji formalnej, lecz także nieformalne instytucje edukacyjne i pracodawcy.
Zadaniom tym podołają jednak tylko te rządy, które rozumieją istotę i kierunek zachodzącej zmiany. Dlatego tak ważne jest, by transformacje technologiczna, procesowa i organizacyjna objęły administrację rządową. Jej skutkiem będzie nie tylko rozwój e-usług czy otwieranie danych, ale też większa elastyczność i umiejętność radzenia sobie z wieloaspektowymi wyzwaniami gospodarki cyfrowej. Szczególnym wyzwaniem dla rządów są największe firmy technologiczne, które – działając na rynkach globalnych – z powodzeniem obchodzą zobowiązania podatkowe w ramach jurysdykcji poszczególnych państw. Kwestie skutecznego opodatkowania działań podejmowanych w ramach cyfrowej gospodarki są przedmiotem negocjacji prowadzonych m.in. na forum OECD.