Szwedzki koncern w nowo powstałej spółce joint venture będzie miał 50 procent udziałów o wartości 600 milionów euro. Firmy chcą, żeby do projektu dołączyły też inne przedsiębiorstwa. Volvo i Daimler zdecydowały się na współpracę z powodu wysokich kosztów inwestycji w silniki wodorowe, koncerny nie chcą wydawać znacznych kwot samodzielnie w czasie kryzysu spowodowanego koronawirusem. Podkreślają przy tym, że we wszystkich innych obszarach działalności pozostają rywalami. Pierwsze ciężarówki napędzane wodorem firmy wprowadzą do oferty w 2025 roku. W planach jest jeszcze sprawdzenie zastosowania nowej technologii w branżach innych niż motoryzacyjna. Przedsięwzięciem na początku zajmą się fabryki z Niemiec i Kanady.
Ekologiczne napędy
Wykorzystywanie silników wodorowych pozwala ograniczyć emisję dwutlenku węgla. Jedynym produktem ubocznym ich pracy jest woda, czas napełniania gazem wynosi kilka minut – w przypadku samochodów osobowych silniki wodorowe umożliwiają pokonanie dystansu powyżej 500 kilometrów. A dodatkowo, zestawy ogniw paliwowych są mniejsze i lżejsze od akumulatorów stosowanych w autach elektrycznych. Prezes zarządu Daimler Truck, Martin Daum, podkreśla ekologiczne walory tej technologii:
– Prawdziwie neutralny dla środowiska transport może być realizowany za pomocą elektrycznych układów napędowych, których energia pochodzi albo z akumulatorów, albo z przemiany wodoru w energię elektryczną na pokładzie pojazdu. Nasza inicjatywa z Volvo jest kamieniem milowym we wprowadzaniu na drogi ciężarówek i autobusów napędzanych ogniwami paliwowymi – przekonuje Daum.
Kto jeszcze pracuje nad silnikami wodorowymi?
Plany opracowania napędów wodorowych ogłosiła też firma Hino, której właścicielem jest Toyota. Wcześniej Bosch zapowiedział, że w 2022 roku rozpocznie produkcję ogniw paliwowych. Na najbardziej zaawansowanym etapie jest Hyundai – w ubiegłym roku firma zaprezentowała koncepcję ciężarówki HDC-6 Neptune, która estetycznie przypomina niewielki pociąg. Pojazd ma cztery zbiorniki z wodorem umożliwiające pokonanie 1300 kilometrów. Koreański koncern już przetestował nowe rozwiązanie, teraz produkuje flotę samochodów ciężarowych, które trafią na azjatycki i europejski rynek.