Człowiek przemysłu przyszłości

  • „Człowiek jest najważniejszy” – to jedno z najczęściej wypowiadanych przez menadżerów i ekspertów zdań w kontekście wprowadzania przemysłu 4.0.
  • Brzmi banalnie, ale jest prawdziwe i usytuowane w centrum koncepcji przemysłu przyszłości.
  • Równocześnie w opisach dotyczących zmian cyfrowych, wyraźnie wpływających na sytuację pracownika, nierzadko zamiennie używamy, obok wspomnianych terminów p4.0 i przemysł przyszłości, także transformacji cyfrowej oraz cyfryzacji/digitalizacji.
  • W tym odcinku Przewodnika przemysłowego próbujemy uporządkować terminologię obejmującą przemysł przyszłości, jak również wyjaśnić skupienie w nim na roli człowieka.

Pojęcie przemysłu 4.0 funkcjonuje w języku biznesowym i naukowym już od 11 lat. Przyjmuje się, że pierwszy raz pojawiło się przed dużym audytorium w 2011 roku w trakcie targów w Hanowerze. Termin ma swoje źródło w strategii modernizacyjnej niemieckiego rządu. Natomiast za początek 4 rewolucji przemysłowej uważa się rok 2013, kiedy rząd RFN opublikował raport z zaleceniami dotyczącymi budowy systemu nowoczesnej produkcji. 4 numer nawiązuje oczywiście do wcześniejszych znaczących zmian w historii wytwórczości: mechanizacji produkcji i wykorzystania silnika parowego (XVIII wiek – przemysł 1.0), użycia w fabrykach elektryczności (początek XX wieku – przemysł 2.0) oraz automatyzacji i komputeryzacji (druga połowa XX wieku – przemysł 3.0). Zatem w przypadku p4.0 notujemy początek XXI wieku i oznaczamy ten etap w uproszczeniu zastosowaniem internetu i nowych technologii opartych o wysokie moce obliczeniowe. Ale precyzyjniej trzeba zaznaczyć, bo tylko internetowo-technologiczna definicja byłaby wadliwa, że sednem przemysłu 4.0 jest oparcie produkcji o systemy cyber-fizyczne, transformacja na poziomie organizacyjnym, wprowadzanie nowych modeli biznesowych oraz aranżowanie tych zmian w całym środowisku 4.0. Rzecz w tym, że cyfryzacja według koncepcji p4.0 nie może być wyspowa ani w skali firmy, ani w skali ekosystemu. Musi stać się spójnym procesem wpisanym w strategie państw i konkretnych organizacji.

Przemysł 4.0, przemysł przyszłości, transformacja, cyfryzacja

Przemysł 4.0 stał się terminem modnym (co ma też naturalnie dobre strony), nazywa się nim czasem pojedynczą modernizację linii produkcyjnej, zakup robota albo wprowadzenie cyfrowego obiegu dokumentów. To wartościowe działania, ale daleko im do p4.0, jeśli nie są systemowe i konsekwentne. Podobnie chodzi się czasem na skróty, nazywając przemysł 4.0 transformacją cyfrową, ewentualnie cyfryzacją – i na odwrót. Od 2019 roku w przestrzeni publicznej funkcjonuje też przemysł przyszłości (ang. future industry), jako termin użyty w nazwie inicjatywy Platforma Przemysłu Przyszłości, w której serwisie internetowym w tej chwili się spotykamy. Wszystkie wymienione określenia występują często synonimicznie i mają rzeczywiście wspólne pola, ale każde oznacza coś innego.

Zacznijmy od przemysłu przyszłości – rozumiemy za jego sprawą szeroki zakres zmian modernizacyjnych, szerszy niż przemysł 4.0, bo obejmujący zarówno rozwiązania, które mogą nie być w pełni p4.0, jaki i bardziej zaawansowane, np. futurystyczny dziś przemysł 5.0. Przemysł 4.0, zdefiniowany wyżej, oznacza konkretny etap zmian w historii rozwoju produkcji – i co bardzo istotne, nie jest to punkt, stan, ale proces, który z założenia nigdy się nie kończy. Znacznie szerszym pojęciem od obydwu wymienionych jest transformacja cyfrowa obejmująca zmiany w wielu dziedzinach życia – społecznych, administracyjnych, edukacyjnych, infrastrukturalnych, biznesowych itp. – nie tylko przemysłowych / produkcyjnych. Być może nie będzie językowo, semantycznie i kognitywnie przesadą odróżnienie jeszcze od transformacji cyfrowej – cyfryzacji / digitalizacji, rozumiejąc transformację jako działania w zaplanowanym procesie, związane z głębokimi zmianami dziedzinowymi i branżowymi. Cyfryzacja byłaby wtedy nieco zwyklejszym, bardziej potocznym nazwaniem jakichkolwiek innowacji z wykorzystaniem technik cyfrowych w usługach publicznych czy komercyjnych.

Pracownik 4.0

Truizmem byłoby napisać, że we wszystkich tych procesach chodzi o człowieka, bo albo pracuje w fabryce, albo korzysta z cyfrowych usług, albo odpowiada za transformację, albo przynajmniej musi się wobec niej jakoś odnaleźć. Interesujące jest jednak napięcie pomiędzy z jednej strony faktem, że czwarta rewolucja przemysłowa po raz pierwszy tak mocno podważyła istotną rolę człowieka oraz naruszyła granicę pomiędzy życiem ludzkim a systemem komputerowym. Rzecz jasna w pewnym stopniu rola pracownika degradowała się również w poprzednich trzech rewolucjach. Jednak teraz mamy już perspektywę funkcjonowania urządzeń i programów, które potrafią być od człowieka doskonalsze, bardziej wydajne, a nawet… samodzielne. Oczywiście nadal z miliardem ograniczeń i deficytów po stronie technologii, czy absurdów polegających na tym, że sztuczna inteligencja bywa kontrolowana i weryfikowana przez masy nisko wykwalifikowanych i źle opłacanych pracowników.

Ale to w tym kontekście warto osadzić zdanie, które zapewne Państwo nieraz słyszeli i może wypowiadali: „człowiek jest najważniejszy”. Mówią tak prezesi, menadżerowie, liderzy zmiany, naukowcy, eksperci, autorzy szkoleń. I mają rację. Żadnej, nawet wyspowej transformacji (nie tylko cyfrowej), nie da się przeprowadzić bez ludzi: kompetentnych specjalistów, sprawnych organizatorów, przekonanych pracowników, których zmiana dotyczy, i bez ludzi, którzy potem będą nadzorowali i doskonalili nowe środowisko. Tyle że zdanie o centralnej roli człowieka, jak również piąty etap transformacji ADvanced MAnufacturing (Organizacja skupiona na człowieku), musi też mieć związek z lękiem o spychanie ludzi na margines w warunkach wprowadzania nowoczesnych technik. Podobne zjawisko występowało w czasie pierwszej rewolucji przemysłowej – luddyści (od nazwiska Neda Ludda) na początku XIX wieku zaniepokojeni zmianami niszczyli maszyny tkackie. 100 lat później ekonomista John Maynard Keynes pisał o bezrobociu technologicznym wynikającym z tempa odkrywania sposobów oszczędności pracy, szybszym od znajdowania nowych pomysłów na wykorzystanie siły roboczej. Współcześnie natomiast spotykamy się z popularnym hasłem o „robotach zabierających ludziom pracę”.

To kolejna inkarnacja lęku obecnego w świecie od zawsze, a budzącego się w kontekście modernizacji. W rzeczywistości nowoczesność nigdy nie wyeliminowała człowieka z rynku pracy, choć wywiera na pracownika rozwojową i dostosowawczą presję. Zarówno historia, jak i badania pozwalają pominąć skrajności mówiące o destrukcyjnym wpływie na rynek pracy oraz o braku negatywnego wpływu w ogóle. Niemniej, już nie na poziomie reprezentatywnych danych, ale bezpośredniego doświadczenia, nie raz słyszałem od menadżerów wprowadzających rozwiązania z zakresu p4.0, że „zatrudnienie” robotów czy komputerowych systemów na ogół wiązało się z koniecznością przyjęcia do pracy nowych osób (a nie zwalniania). Transformacyjne projekty powodowały wzrost efektywności i konkurencyjności firmy. Możliwe, że takie konkretne case studies praktykom myślącym o cyfryzacji mówią więcej, niż uśrednione dane o skuteczności transformacji.

Przemysł 5.0

Z mojej perspektywy kilku lat obserwowania budowy w Polsce i na świecie przemysłu 4.0 oraz procesów cyfryzacyjnych najciekawsze i najbardziej wartościowe jest, że p4.0 nadaje się dodatkowo do transpolowania na inne, niekoniecznie przemysłowe dziedziny. Z koncepcji przemysłu przyszłości spokojnie mogą korzystać firmy usługowe, instytucje publiczne, nawet małe działalności gospodarcze, a to stąd, że niemal wszystko da się sprowadzić do ról produktu, klienta, procesu, organizacji, łańcucha wartości itd. To znaczy – przemysł 4.0 jest modelem uniwersalnym. Podobnie ciekawe są aspekty interdyscyplinarne, czyli wykorzystywanie w p4.0 wiedzy i modeli nie tylko z zarządzania, psychologii, informatyki, ale też np. z biologii, fizyki czy komunikacji lub filologii. Ale to już zupełnie inny wątek. Tymczasem w najbliższym odcinku Przewodnika przemysłowego zajmiemy się wizjami przemysłu 5.0.